poniedziałek, 31 grudnia 2012

Poranne rozmowy sylwestrowe



Jula obudziła się, zawołała standardowo mamę, a tu niespodzianka – zjawił się tata
i przyniósł ją do dużego łóżka w sypialni rodziców.
Juleńka wtuliła się w mamę:
J:Bardzo się za tobą stęskniłam…
M: Ja też się za tobą stęskniłam.
J: Spałam, spałam i… obudziłam się.
M: I co sobie pomyślałaś, jak się obudziłaś?
J: Pomyślałam sobie, że to potwór… a to był tatuś…

niedziela, 30 grudnia 2012

Dialogi na cztery nogi



J: Zapalisz światełko?
M: Spróbuj sama. Co zawsze przysuwasz, żeby zapalić światło? [tu powinna paść odpowiedź KRZESŁO]
J: Tatusia!


Przy okazji odrobina radosnej świątecznej twórczości Julaskowej (serce i kotek dla babci Danusi z okazji urodzin)



Świąteczna tradycja do zerwania czyli matka panikara



Dzień przed świętami odwiedzili nas ciocia Marta, wujek Tomek i Kubuś. Okazało się, że Mikołaj pomylił się i zostawił u Adasia prezent dla Julci! To był zestaw do robienia koralików, więc Adasiowi by się nie spodobał.
Dumna matka się chwali – prawie godzinę Jula siedziała i nawlekała 40 koralików z maleńkimi otworami. Tak oto powstały koraliki dla babci Jasi.



Tradycji mamy wiele. Jedną z nich jest odwiedzenie cioci Kasi (której całą rodzinkę serdecznie pozdrawiamy, a cioci zostawiamy wielkiego buziaka) i plumkanie na pianinie.



Od pewnego czasu Jula zadawała pytanie : „Czy już jest święta?”. I tak sobie czekała czekała i się doczekała. W końcu padła odpowiedź twierdząca.
W wigilię odwiedziliśmy Ksawerka, podzieliliśmy się opłatkiem (Jula się skrzywiła i powiedziała, że nie lubi opłatka), zostawiliśmy świąteczny stroik, życzenia i buziaki.
Ten dzień spędziliśmy jak zwykle w 3 miejscach – najpierw Szczecin i babcia Janeczka. Po podzieleniu się opłatkiem (Jula się tylko dzieliła, ale nie jadła), zjedzeniu rybki (barszczyk jeszcze nie jest tym co tygryski lubią najbardziej), Jula poszła z tatusiem wyglądać pierwszej gwiazdki. W tym czasie pojawił się Mikołaj, zostawił pod choinką górę prezentów i ledwo zdążyliśmy zawołać Julę, usłyszeliśmy tylko trzaśnięcie drzwiami – taki szybki ten Mikołaj…
Reakcja na widok upominków bezcenna :-) Juleczka roznosiła prezenty. Karteczki na niektórych miały napisy z „J jak Jula”, więc myszka wiedziała do kogo mają trafić.



Prezenty były bardzo trafione – gry planszowe, piżamki no i spineczki, dzięki którym Jula od razu wyczarowała świąteczną fryzurę.




Niestety Jula (teraz stwierdzam, że chyba z emocji) zrobiła się marudna, miała stan podgorączkowy (a z reguły jest „zimnokrwista”) no i kaszel typowy przy jej ostatnich historiach płucno – oskrzelowych… W zeszłym roku drugi dzień świąt był początkiem zapalenia płuc i zastrzyków... Matka panikara skontaktowała się z panią doktor, ale niestety nie udało się umówić na wizytę domową. Na pierwszy dzień świąt pojawił się nowy plan – lekarz dyżurny(na szczęście nic się złego nie dzieje, po wizycie u naszej pani doktor mamy zalecony standard – wykrztuszamy co zalega i mamy nadzieję, że nic się nie rozwinie).

Po Szczecinie ruszyliśmy do Dalewa do babci Jadzi. I co się okazało? Mikołaj i tam zostawił prezenty. Tu Jula zauważyła, że mamy pewną hipotezę – Mikołaj zjawia się tam, gdzie Jula bywa grzeczna…



U babci w Dalewie byliśmy tylko chwilę,  mimo że Jula się ożywiła (albo po lekach, albo znów emocje wzięły górę), ale mieliśmy jeszcze do odwiedzenia babcię Danusię i dziadka Wacka. A tam…





Prawdziwy rower i to z pedałami! Jula ciągle to podkreślała, bo rowerek biegowy, który posiada od 2 urodzin jest według niej popsuty, bo  nie ma pedałów…
I plan skromnych świąt wziął w łeb ;-) Ilość prezentów i hojność Mikołaja powaliła nas. Ale widok radości u dziecka bezcenny!
Na pewno przyszły rok Jula będzie bardzo grzeczna, bo wie, że warto, ale nie mówcie o tym nikomu…





sobota, 22 grudnia 2012

Dumna siostra… dumna mama…



Jula z dumą oświadczyła: A mój braciszek jak będzie duży, to będzie mówił!

Juleczka z przedszkola przytachała plecak z zabawkami – to oznacza,  że w tym tygodniu została uznana za najgrzeczniejsze dziecko w grupie. Dumna jestem niemniej niż Julcia :-)



piątek, 21 grudnia 2012

Ja pierniczę, czyli robimy pierniczki



Wczoraj otrzymałyśmy z Julą sprawdzony przepis na pierniczki. Zaraz po powrocie z przedszkola rozpoczęłyśmy działanie. W trakcie naszych kuchennych wyczynów (Jula: Mamusiu, my jesteśmy dwa gotowalki, to będzie przepyszne!) siałyśmy spustoszenie. Myślę, że teksańska masakra piłą mechaniczną, to pikuś w porównaniu z tym jak w momencie kulminacyjnym wyglądała kuchnia – mączno – czekoladowo – posypkowa.









Słodki pysiak po konsumpcji wszystkiego z pierniczka. Bo z pierniczków najlepsze są czekolada i jadalne ozdoby.


 J: Dam dużo sypki.
M: Posypki Julciu, to jest posypka.
J: Sypka…





Dla zrównoważenia szaleństw kuchennych, Juleczka zażyczyła sobie  relaks z nożyczkami. (J: Powycinamy coś?). Oczywiście najlepiej się wycina serduszka - tym razem nie różowe, tylko czerwone.






Poranne dialogi
Jula budzi się z ogromnym płaczem około 6 rano.
M: Spokojnie Juleczko, to tylko zły sen.
J: Przyśniło się…
M: Co ci się przyśniło?
J (z cichym szlochem): Ręcznik mi spadł…

Godzina później Jula mnie woła. Za oknem słychać śmieciarkę.
J: Coś strasznego…
M: Co strasznego?
J: Coś strasznego hałasuje na zewnątrz…

środa, 19 grudnia 2012

Choinka choinka! I różowe lampki…



Od kilku dni szykowaliśmy się do akcji „coraz bliżej święta”. Jula nawet mierzyła kask rowerowy, bo może Mikołaj przyniesie jej wymarzone „cztery kółka” (w tym dwa pomocnicze, takie jak miał Franklin).




W przedszkolu na festynie świątecznym Jula tworzyła kartki, ozdabiała pierniczki, malowała bombki...



W domu robiłyśmy łańcuch i ozdoby świąteczne – kilka z nich znalazło się w przedszkolu na choince, aniołki zostały w domu.








Ale najlepsze czekało czekało aż się doczekało. Przedwczoraj wieczorem Jula z tatusiem pojechała kupić choinkę. Wczoraj przyszłam po Julę do przedszkola, wybiegła radosna z sali, na pytanie jak było, odparła szybko „fajnie”, a zaraz potem z najsłodszym uśmiechem dodała „idziemy ubierać choinkę?”. No to poszłyśmy :-) Najpierw planowany zakup „kolololowych” lampek. Niestety te różnokolorowe zostały wyparte przez różowe. Jula się uparła, zachwyt w jej oczach spowodował chwilę słabości u mnie. I mam za swoje – różowe migające coś w kącie. Ale czego się nie robi z miłości…




 







piątek, 14 grudnia 2012

Rozmowy życiowe i nie tylko



Jula do królika, poważnym tonem:
-Wiesz, mój tata długo placuje…

Jula nad zupą pomidorową:
- Wspaniałą jesteś gotowalką. Jesteś najlepszą gotowalką!
(komplemenciara ;-) )


Ponadto dziś Jula była pierwszy raz ze mną (ogólnie drugi) w bibliotece - mamy nawet wypożyczone 2 książeczki. Co nie zmienia faktu, że na dobranoc Jula zażyczyła sobie swój ostatni hit - Franklin uczy się jeździć. Po tłuczeniu tygodniami Czerwonego kapturka, Jasia i Małgosi i 7 koźlątek Franklin nie jest zły, ale czytamy go już jakieś 2 tygodnie co najmniej 2 razy dziennie... Miałam nadzieję, że książki z biblioteki urozmaicą nam wieczory...

Wieczorem za to pojechaliśmy kupić "dorosłe" sanki (Jula od kilku dni pyta o sanki, które stoją przed drzwiami sąsiadów - "Czyja to sanka?"). I dziś Jula zaliczyła swoją pierwszą wesołą mini przejażdżkę (w zeszłym roku próby usadowienia Juli na sankach nie kończyły się raczej wybuchami śmiechu).


Z serii "dumna matka chwali się" - Julce coraz częściej udaje się wymówić w niektórych słowach głoskę R. :-)

czwartek, 13 grudnia 2012

Poranne dialogi – wybieramy imię dla Braciszka



T: Julciu, a jak będzie się nazywał twój braciszek?
J: Nie wiem…Może Adaś?
M: Nie, nie Adaś. Może Adrian?
J: Nie…
T: Może Nikodem? Albo Tymek?
J:Mmmm…A może po prostu Brat?

poniedziałek, 10 grudnia 2012

Kolejny dzień na chorobowym...


Za oknem biało, idealna pogoda na sanki, a my nadal siedzimy w domu. Sztuką jest znaleźć zajęcie na cały dzień, szczególnie gdy mamy brakujące ogniwo – z reguły po 17 do akcji wkracza super tata. Ale nie dziś… dziś miałyśmy 100% babski dzień. Ofiar w ludziach brak, zatem ogłaszam sukces!

Jula poza standardowymi zajęciami – inhalacja, czytanie bajek, zajęła się produkcją papierowego kotka – czekało dużo wycinania, co sprawiło radość małej mistrzyni nożyczek.






Jako że proponowany obiad został odrzucony przez Julę, kotlety które zaakceptowała, przygotowywała sama (tak tak… na zdjęciach poniżej to tłuczek do mięsa).





Z dumą oświadczyła: „Jestem już duża, umiem sama wbijać jajko”




W międzyczasie Jula zajmowała się lalką – trening przed spotkaniem z braciszkiem trwa. Lalka „dzidzia” była dziś z 10 razy na spacerku naokoło pokoju, 5 razy miała zdejmowane ubranko (5 razy je nakładałam z powrotem…), 2 razy dostała jeść – raz mleko, potem z grubej rury poszły naraz banany, pomidory i marchewka (trzymaj się dzielnie braciszku Julki...). Ogólnie instynkt siostrzany o Julci funkcjonuje sam z siebie, oby nie zaniknął w przyszłym roku.



Jeszcze jeden dzień w domu, a potem kontrola u pani doktor i łyk świeżego powietrza... Damy radę!


piątek, 7 grudnia 2012

Bajdula na chorobowym…



W nocy budził nas często kaszel Julaskowy. Zaniepokoił nas do tego stopnia, że zrobiliśmy Julce wolne od przedszkola, za to poszłyśmy do lekarza. Diagnoza była zaskoczeniem – zapalenie oskrzeli na pograniczu z zapaleniem płuc… Biorąc pod uwagę przejścia Julkowe z antybiotykami i ich znaczna ilość w ostatnim czasie, pani doktor zaproponowała zastrzyki. Pamiętam jako maluch łzy w oczach gdy słyszałam hasło zastrzyki, postanowiłam zaryzykować. I udało się – Jula ma w zamian jakiś paskudny w smaku antybiotyk (ponoć dlatego były proponowane zastrzyki). Motywację Jula ma, mądra jest i rozumie, że jak nie przełknie tego świństwa, czeka ją kłucie w cztery litery. No i wciąga to (jak na razie) bez mrugnięcia okiem. Zuch dziewczynka!

Zanim wyruszyłyśmy do przychodni, uruchomiłyśmy produkcję kartek świątecznych:-)














Jula zasnęła po 15 chwilę przedtem mówiąc, że nie jest śpiąca i nie będzie spać…




Sprzed kilku dni. Późna godzina. Jula marudzi, że chce bajkę.
T (oglądając mecz): Jest już późno, rybka mini mini śpi.
J (podchodząc do telewizora z zamiarem wyłączenia): Sporcik też już śpi…

(czyżby udało jej się odziedziczyć złośliwość po mamusi…)