piątek, 21 grudnia 2012

Ja pierniczę, czyli robimy pierniczki



Wczoraj otrzymałyśmy z Julą sprawdzony przepis na pierniczki. Zaraz po powrocie z przedszkola rozpoczęłyśmy działanie. W trakcie naszych kuchennych wyczynów (Jula: Mamusiu, my jesteśmy dwa gotowalki, to będzie przepyszne!) siałyśmy spustoszenie. Myślę, że teksańska masakra piłą mechaniczną, to pikuś w porównaniu z tym jak w momencie kulminacyjnym wyglądała kuchnia – mączno – czekoladowo – posypkowa.









Słodki pysiak po konsumpcji wszystkiego z pierniczka. Bo z pierniczków najlepsze są czekolada i jadalne ozdoby.


 J: Dam dużo sypki.
M: Posypki Julciu, to jest posypka.
J: Sypka…





Dla zrównoważenia szaleństw kuchennych, Juleczka zażyczyła sobie  relaks z nożyczkami. (J: Powycinamy coś?). Oczywiście najlepiej się wycina serduszka - tym razem nie różowe, tylko czerwone.






Poranne dialogi
Jula budzi się z ogromnym płaczem około 6 rano.
M: Spokojnie Juleczko, to tylko zły sen.
J: Przyśniło się…
M: Co ci się przyśniło?
J (z cichym szlochem): Ręcznik mi spadł…

Godzina później Jula mnie woła. Za oknem słychać śmieciarkę.
J: Coś strasznego…
M: Co strasznego?
J: Coś strasznego hałasuje na zewnątrz…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz