czwartek, 11 lipca 2013

Przedszkolnie w nowej odsłonie



Wczoraj byłyśmy z Julą w nowym przedszkolu na spotkaniu integracyjnym. Tymek został z dziadkami (pra). Poszłyśmy z pozytywnym nastawieniem i ogromną ciekawością. W sali gimnastycznej była już większość zaproszonych osób, ogólny chaos (jak to przy gromadzie dzieci ze średnią wieku lat 3 bywa), Jula przyglądała się z boku, wyglądała na zainteresowaną, trochę przestraszoną. Myślę, że zaczęło do niej docierać, że to nie ukochane Biedronki… Ale nie było źle.
W trakcie pierwszej zabawy Juleczka jako jedna z niewielu (trzech bodajże) dzieci sama się przedstawiła i powiedziała co lubi (Lubię serce). Późniejsze zabawy też jej przypadły do gustu do czasu jak jakiś chłopiec nie wepchał się przed nią gdy podążała tunelem stworzonym z ciał rodziców. Koniec (chwilowy) samodzielności, przykleiła się do mnie, ale dalej chętnie zwiedzała nowe przedszkole.
Potem zmieniliśmy salę, dzieci miały się bawić zabawkami, dorośli mieli siedzieć z boku i dzieciom w integracji i badaniu terenu nie przeszkadzać. Jula jednak wolała moje towarzystwo, dopiero zaprowadzona do zabawek zaczęła ostrożnie je oglądać. Jakoś wciągnęła się, ale na super zachwyconą nie wyglądała (nie dziwię się, w końcu tyle nowości). Aż w pewnym momencie jedna z pań Julkowych głośno zapytała „Czyj to dziadek?” Spojrzałam w stronę drzwi, a tam stoi Dziadek Maksiu. Przybiegł z domu, bo nie reagowałam na telefony (hmmm… wyrodna matka ze mnie), a Tymek ponoć wył w niebogłosy i nie dało się go uspokoić (taaak znamy to znamy…). Rzuciłam hasło Julce” lecimy”, wyszłyśmy z sali, a Julka w ryk… No tak… bo dzieci jak płaczą, to synchronicznie… „Co znowu?” pytam uprzejmie… „Bo ja chcę zostać…” I tym sposobem nauczyłam się nowej rzeczy o swojej córce – to, że nie wygląda na zadowoloną, nie znaczy, że jej się nie podoba… Na szczęście Dziadek Maksiu wrócił z Julką na salę, a ja pobiegłam na nasze czwarte piętro do spłakanego Tymka
(i roniącej łzy) Babci. Wrzasków pod blokiem ani drzwiami nie było słychać, Babci udało się opanować histerię Tymisiową (co bez cycka pełnego mleka wydawałoby się niemożliwe, a tu proszę…).


Ogólnie rzecz biorąc, nastawiam się na wrześniowe płacze poranne pod hasłem „ja nie chcę do przedszkola”… ale chyba dlatego, że w grupie raźniej się płacze ;-) Trzymam kciuki za Julkowy odwyk od „tęczowego przedszkola” (Jula dość często o nim właśnie tak ładnie mówi :-) ), żeby wrzesień nie był trudny…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz