poniedziałek, 21 października 2013

Jula i jej pierwsza fryzura


Sama samiusieńka uczesała się – a to, że włosy z tyłu nierozczesane, to nie dlatego,
że to ciężka sprawa, tylko (pewnie) zamierzony efekt :-)


sobota, 19 października 2013

Ach te kobiety…


Bujaj się



W wersji wrześniowej...


 i październikowej


Tymonkowa perkusja


Ale jaja...


Jula uwielbia różnego rodzaju eksperymenty. Tym razem miała zapowiedziane, że będziemy zaczarowywać jajka.

A skoro miało być czarowanie, to obowiązkowo w czapce wróżki…







Teraz można przystąpić do części właściwej.
Jak odróżnić jajko surowe od ugotowanego?
Jula proponowała rozbicie jajka (najprostsze a nie przyszło mi do głowy…), słuchała, wąchała… Zaproponowałam jej kręcenie jajkiem – przy powtórzeniu, że mamy 3 jajka 
i w tym tylko jedno ugotowane, po kilku razach Jula bez problemu rozpoznawała, które jajko szybciej się kręci. Po odkryciu ugotowanego, w ramach sprawdzenia prawdziwości teorii, Jula obrała jajko.




Jajko tonie czy pływa?
Jula wrzucała surowe jajka do dwóch dzbanków z wodą. W jednym jajo pływało,
w drugim szło na dno. Czary jakieś?
Jula zmieniała jajka, okazało się że te co tonęło doskonale pływa, z kolei to wcześniej pływające, szło na dno.




Bardzo mi się podobało wnioskowanie Julci. Najpierw stwierdziła, że to dlatego, że jedno z nich jest ugotowane (niestety oba surowe), potem że w jednym dzbanku była cieplejsza woda. Dopiero jak zasugerowałam, żeby porównała smaki obu wód, Jula odkryła moje „oszustwo”. W jednym z dzbanków była słona woda. Przy okazji wspomniałam o Morzu Martwym. Na koniec sprawdziłyśmy czy trzeba dodać dużo soli, żeby jajo zaczęło pływać.






czwartek, 17 października 2013

Wyluzowana matka, zmasakrowane jedzenie, szczęśliwe dziecko.





Takimi słowami można określić wczorajsze zapoznanie Tymonka ze śliwkami 
i gruszkami z kompotu :-) 








Tymek woli na deser owoce w całości niż w papce (chyba, że to deser słoiczkowy), czasem się stresujemy (jabłko w łapce smakuje, ale już przez specjalną siateczkę mającą na celu zmniejszenie ryzyka zakrztuszenia,niekoniecznie...), ale dajemy radę. 


Film wkrótce będzie dodany we właściwym formacie - dziś blogger się buntuje...

czwartek, 10 października 2013

Oswajamy sznurówki


Jakiś czas temu Jula stała się posiadaczką równie pięknych co niepraktycznych butów – trampki niby z zamkiem z boku, ale żeby je dobrze nałożyć, najlepiej jest rozwiązać 
(i potem oczywiście zawiązać) sznurówki.


Jula jak to Jula – ambitnie podeszła do tematu. Za ambitnie… Od pewnego czasu marudzi, żeby ją nauczyć wiązać sznurówki. Skoro marudzi, to znak, że gotowa jest – albo się nauczy albo zrozumie, że to wyższa szkoła jazdy (choć znając Juleczkę osobiście stawiam na pierwszą opcję). Oczywiście im bardziej się spieszymy, tym bardziej Jula prosi /  jęczy / płacze / marudzi / stęka: „Mamusiu, czy to tak? A jak teraz zawiązać?”
Dlatego nadszedł czas, aby powolutku, krok po kroku nauczyć Julę tej „dorosłej” umiejętności.

Pierwszym punktem było kupienie sznurówek (marzyły mi się kolorowe, ale w pobliskim sklepie nie poszalałyśmy sobie z wyborem).
Kolejny punkt to narysowanie bucików na kartonie i nauka sznurowania. Przekładanie sznurówki przez dziurki było dość prostym zadaniem, Jula próbowała wedle uznania na wiele sposobów, umieszczać sznurówkę w przeróżnych kombinacjach.

Ostatnim punktem tego etapu nauki było wyćwiczenie zawiązywania sznurówki na supeł.
Żeby nie używać tylko określeń prawa i lewa, powiedziałam Julci, żeby nazwała końcówki sznurówki. Jedna z nich to Jula (ale nie nasza Jula, tylko Julia S. – koleżanka z przedszkola), druga to mama…
I zaczęło się tłumaczenie ( z Tymkiem na rękach nie do końca mi wychodziło pokazywanie). Między innymi : „Mama stoi, a Jula idzie naokoło mamy i przechodzi przez dziurkę, która się utworzyła.” Jula ćwiczyła wytrwale (na szczęście zrozumiała, że dziś tylko do tego etapu dojdziemy) i chyba udało się osiągnąć sukces :-) Teraz Jula może nawet szlafrok sobie zawiązać sama!







Kolejne etapy oswajania sznurówek nadejdą… 

Sesja wrześniowa










Synchronizacja nocna



A może raczej logistyka dziecięca – oceniam ją celująco! Dzisiejsza noc 2 z minutami, Tymek kończy jeść, odkładam go do łóżeczka (sukces! Ostatnio Młodzieniaszek woli kimać wtulony we mnie, swoje łóżeczko traktuje jako miejsce do półgodzinnych drzemek…). Otulam się kołdrą, zamykam oczy i… „Mamoooooooo! Mamusiuuuuuu!” – z pokoju Julki dobiega wrzask (no dobra Jula po prostu wołała, ale w nocy wszystko lepiej słychać…). Poszłam zadowolona, że nie udało mi się jeszcze zasnąć. Widzę, że na podłodze leży króliczek, a Jula leży w rozkopanej kołdrze (aha – znaczy się, że zaraz zbolałym głosem padnie prośba o przykrycie i podanie futrzaka). I kolejne zaskoczenie – „Sikuuuuu!”. Jak miło nadać sens wstawaniu nocnemu…

(Dzisiejsza noc była super, bo Tymek spał jak człowiek w swoim wyrku budząc się 2 razy na szamę, a Jula tylko raz się budziła - ostatnie noce Jula po kilka razy woła nas do siebie - tzn. tak mi donosi Julkowy Tata, ja tam nic nie słyszę;-))

Gałgany dwa:

wtorek, 1 października 2013

Siedem miesięcy minęło…


Tymek
- próbuje dopełzać / doturlać się do wypatrzonej zabawki (oczywiście najchętniej bawiłby się pilotem lub telefonem)
- uwielbia zabawy z Julą 
- pogodny nastrój i słodki uśmiech to pestka – naprawdę niewiele trzeba, żeby rozweselić smyka
- lubi bujać się na osiołku na biegunach
- lubi zabawy na dużej piłce
- przerzuca się bez najmniejszego problemu z brzuszka na plecy, za to z brzuszka na plecki zaczął dopiero jakiś tydzień temu (w przyszłym tygodniu idziemy kontrolnie do poradni rehabilitacyjnej)
- siedzi samodzielnie kilkanaście sekund
- obiadki domowej roboty jada mniej chętnie niż te słoiczkowe (no dobra, rozumiem – kiepska ze mnie kucharka…), a grudki wywołują odruch wymiotny
- nadal ulewa… (mniej ale za to bardziej kolorowo…)
- rośnie nam gaduła (jeszcze trochę i zainwestujemy w stopery, bo dwójka trajkoczących dzieci może być momentami trudna do opanowania ;-))
- spacery przebiegają nam spokojnie (kilka miesięcy temu o tym marzyłam)
- noce nadal bywają kosmiczne, częste pobudki bądź niemożność zaśnięcia po karmieniu powodują, że czujemy, że mamy małe dziecko w domu (ale chyba mam winowajcę – jakieś dwie białe kropeczki prześwitują w miejscu gdzie kiedyś będą dolne jedynki)
- w dzień zaczyna sypiać w naszym łóżku (za to nie na rękach), zdarzają się też sporadycznie dłuższe drzemki (juhuuuu)
- jest najsłodszym siedmiomiesięczniakiem na świecie :-)