Młodzież przedszkolna chodzi
do swoich placówek bez większych przerw
(Tymian raczył 3 dni bumelować w domu pod pretekstem jakiegoś wirusa).
Poranki standardowo bywają
wesołe, bo dzieci od poniedziałku do piątku wolą pospać dłużej (za to w
weekendy już takowej potrzeby nie odczuwają), Jula na wszystko rano ma czas,
zatem punktualne wyjście graniczy z cudem.
Tymon po standardowej
regułce „ja nie ciem do psiekola” idzie na salę jak do siebie, dziarskim
krokiem, być może z uśmiechem na buzi.
Jula chodzi na tańce 2 razy
w tygodniu, Tymek też załapał się na jedną lekcję i teraz ma odwyk, bo jednak
mimo że jakoś sobie radził (w grupie 5-6 lat), na późniejszych zajęciach z
piłki nie miał siły na zabawę. No bo Tymek na piłkę chodzi. Z tatą. Raz w
tygodniu. Wtedy się naprawdę dobrze bawi i nie zadaje co chwilę pytania „a
ciemu?”
Młodego czeka przymusowe
siedzenie w domu, żeby pozbyć się kataru, bo pod koniec października czeka go
zabieg w szpitalu (płukanie kanalika łzowego)- dziadek i babcie już zbierają
siły.
I tak leci dzień za dniem,
Jula nadal zaskakuje nas swoim rozwojem i osobowością. Tymek coraz wyraźniej
mówi, buduje piękne, długie, poprawne gramatycznie zdania. Wczoraj po raz
pierwszy wyznał nam dlaczego nie chce sam spać. Bo się boi potworów angry birds…
Bo Tymek nie śpi sam.
Przyłazi gałgan w nocy, odprowdzany wraca niczym bumerang. Nad ranem przeważnie
w łóżku Tymka śpi tata, a młody rozwalony na naszym łóżku, pozwala mi spać na
skraju poduszki.