Poniedziałek – Jula przy odbieraniu była bardzo chwalona
przez panie. „Super przedszkolak, sama się ubierała (od ponad roku jeżeli nie
prawie 2 lat to dla nas standard ;p), pocieszała inne dzieci”. Kamień z serca,
dziecko wyszło szczęśliwe
i uśmiechnięte.
Zaraz po przedszkolu pojechaliśmy kupić Julce obiecaną na
początku wakacji lalkę barbie. Bajdula całe wakacje mówiła o tym, że jak będzie
duża, chce lalkę syrenkę lub lalkę księżniczkę. W końcu wybrała najtańszą
(kochana ;-)) lalkę baletnicę. Sama zdecydowała, pokazywałam jej wszystkie możliwe(trochę
to trwało, bo tych lalek jest mnóstwo…). Dziecko przeszczęśliwe.
Poniedziałek, godzina 17. W trakcie zabawy lalkami pada płaczliwe
julkowe „Mamo, ja nie chcę jutro iść do nowego przedszkola”. I już wiem, że
może być ciężko…
ale w końcu to dla nas nie pierwszyzna ;-) damy radę!
Wtorek rano przed wyjściem marudzenie… obiecuję Julci, że
w piątek odbiorę ją przed spaniem. Jula dodaje „A może dziś po przedszkolu też
kupimy lalkę barbie?”. Taaaa…
Przy odbiorze Julki znów pochwały, pani zaskoczona, że
Jula marudziła, bo w sali jest bardzo pogodna.
Środa rano
J: Ja nie chcę iść do nowego przedszkola!
M: Dlaczego?
J: Bo tam jest nudno…
M: Nudno? Ponoć wczoraj byliście na kulkach.
Jula zmieszana milknie, idzie chętnie.
Środa wieczór. Jula opowiada sama z siebie o misiu Anatolu
– pacynce, która mieszka w przedszkolu. Miś jest brązowo żółty, ma zieloną
obróżkę. I o misiu jest jakaś historia, ale poznam ją dopiero jak pójdę do
przedszkola…
Kolega katar wraca. Przeprosiliśmy się z inhalatorem…
Czwartek, Jula wychodząc z przedszkola, na moje pytanie „jak
było?” odpowiada podskakując „Fajnie! Fajnie! Fajnie!” no i fajnie ;-) Kolega
katar zadomowił się w Julki nosku na dobre. Chyba próbuje się zaprzyjaźnić…
Piątek. Jula poszła do przedszkola bez królika. Za to z
katarem… odbiorę ją zgodnie
z umową przed spaniem. Łez się nie spodziewam.