Odbieramy z Julą Tymka z
przedszkola. W szatni pojawia się Oluś ze swoją mamą. [Oluś – ulubiony starszy
kumpel z grupy].
T: „Olek sika”.
M(zastanawiając się po cichu
co autor ma na myśli): yhy…
T: „Olek sika”.
M(sika, sika… co to może
znaczyć w tymiańskim dialekcie): taaak…
T (wyraźnie zniecierpliwiony):
„Olek sika”.
M:Olek sika? Nie wiem
kochanie, co chcesz powiedzieć…
Mama Olka:” Taaak! Olek
sika, dziś był już bez pieluchy”.
No tak, bo założyć, że syn
ma na myśli to co mówi, to zbyt trudna sprawa…
Dzisiejsza noc. Młody przed
zaśnięciem standardowo woła „mjeko” i standardowo go nie dostaje. 3.30
przychodzi do naszego łóżka, gramoli się, przytula po czym znów marudzi: „mjeko”.
Godzinę później (bo zasada jest prosta – mleko nad ranem owszem, w nocy nie ma
mowy) leżąc już w swoim łóżku dostaje ulubiony trunek. Chwilę potem, jak tylko
udało mi się wygodnie położyć, młody woła: „posię”- znaczy się, że skończył
doić, a teraz oczekuje, że ktoś zabierze mu butelkę. Zwlekam się z łóżka,
zabieram młodemu butlę, okrywam kocem i udaję się do sypialni z nadzieją na
ostatnią godzinę snu. Zakopałam się w kołdrze i po chwili słyszę głębokie
westchnięcie i głośne: „ooo nie ma. Siuka mama. Nie ma.” [o nie ma, szukam
mamy, a ta gdzieś polazła]. Podszedł do łóżka z innej niż zwykle strony – bo logicznym
jest szukanie mamy po stronie taty… Kilkukrotnie powtórzone „siuka mama”
zmotywowało mnie do podniesienia głowy, co młody skwitował radosnym: „oo jest,
mama choła” [o jest, mama chowa się]. Ma skubany szczęście, że bawią mnie jego
przemowy, bo inaczej nie pozwoliłabym mu na wtulenie się we mnie i zaśnięcie
(ja na jakiś kwadrans, młody ponad 1,5 godziny).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz