Julka w Wielką Sobotę, dokonała czegoś wielkiego. Wsiadła
na rower i popedałowała w siną dal… W zeszłym roku próbowaliśmy biegać za
Julkowym rowerem, ale zniechęcenie do samodzielnej jazdy na dwóch kołach (i to
nie nasze, mimo niewygodnej pozycji ) niestety zwyciężyło. Tym większa duma nas rozpiera, że Bajdula za
pierwszym podejściem w tym sezonie nauczyła się jeździć. Może po prostu
nadszedł czas, a może to motywacja w postaci dużego (20- cali) roweru. Różowo czarno białego. A la monsterhaj…
Tuż przed załapaniem o co chodzi
I zaczynamy...
Pierwsze (i jak dla mnie ostatnie na jakiś czas - moje piszczele zanadto ucierpiały przy łapaniu Julki) podejście do dużego roweru.
Za to Tymek zadymek odkrył wczoraj, że jak się
odpowiednio wespnie na palce, dosięga do klamek, a jak dosięga do klamek, to ma
władzę i możliwość wielokrotnego trzaskania drzwiami…
Ale trzaskanie drzwiami od szafy jest lepsze. Do czasu aż przytrzaśnie się palca. Co prawda krwiaczek zrobił się na małym paluszku, ale to plasterek na wskazującym ukoił płacz...
No i młody odkrywa (na razie chyba nieświadomie), że mimo
chorobowego przedświątecznego, można przedłużyć sobie labę i wolne od
przedszkola – wystarczy odpowiednio kasłać. Tadam…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz