Tymon raczył sobie zażartować. Bo po nocy z gorączką, gdy
pani doktor na podstawie mini wysypki i maxi migdałów stwierdziła, że zawitała
do nas szkarlatyna, młody stwierdził, że będzie się zachowywać jak zdrowy
Tymianek. Zdrowy i i energiczny. I dużo mówiący. I to wszystko w połączeniu z
zakazem pojawiania się w miejscach publicznych, coby nie roznosić zarazy, było
mieszanką wybuchową. Zmuszającą resztki kreatywności do działania.
Poza standardami (układanie puzzli, czytanie i oglądanie
bajek, malowanie, rysowanie, wycinanie), Tymek ćwiczył paluszki w taki sposób.
(a jeszcze niedawno musieliśmy to chować, żeby nie wciągnął małych elementów
nosem czy też innym otworem).
Łowiliśmy ryby…
Wgłupialiśmy się
Tymek nie zrezygnował z tradycji zjadania mi śniadania…
Wróciliśmy pamięcią do sprawdzonych eksperymentów
(ulubionych przez Julkę).
Na szczęście dla mnie (i dla Tymka na jeszcze większe
szczęście), opiekę nad młodym przejęły babcia Jasia i ciocia Ewa. (Dzięki
dziewczyny!)
A po 10 dniach w nagrodę pojechaliśmy na wieś. Do babci.
I cioć. I królików.
(a potem było marudzenie, że nie chcemy wracać…)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz