Dzień przed świętami odwiedzili nas ciocia Marta, wujek
Tomek i Kubuś. Okazało się, że Mikołaj pomylił się i zostawił u Adasia prezent
dla Julci! To był zestaw do robienia koralików, więc Adasiowi by się nie
spodobał.
Dumna matka się chwali – prawie godzinę Jula siedziała i
nawlekała 40 koralików z maleńkimi otworami. Tak oto powstały koraliki dla
babci Jasi.
Tradycji mamy wiele. Jedną z
nich jest odwiedzenie cioci Kasi (której całą rodzinkę serdecznie pozdrawiamy,
a cioci zostawiamy wielkiego buziaka) i plumkanie na pianinie.
Od pewnego czasu Jula
zadawała pytanie : „Czy już jest święta?”. I tak sobie czekała czekała i się
doczekała. W końcu padła odpowiedź twierdząca.
W wigilię odwiedziliśmy Ksawerka, podzieliliśmy się opłatkiem (Jula się skrzywiła i powiedziała, że nie lubi opłatka), zostawiliśmy świąteczny stroik, życzenia i buziaki.
Ten dzień spędziliśmy jak
zwykle w 3 miejscach – najpierw Szczecin i babcia Janeczka. Po podzieleniu się
opłatkiem (Jula się tylko dzieliła, ale nie jadła), zjedzeniu
rybki (barszczyk jeszcze nie jest tym co tygryski lubią najbardziej), Jula
poszła z tatusiem wyglądać pierwszej gwiazdki. W tym czasie pojawił się
Mikołaj, zostawił pod choinką górę prezentów i ledwo zdążyliśmy zawołać Julę,
usłyszeliśmy tylko trzaśnięcie drzwiami – taki szybki ten Mikołaj…
Reakcja na widok upominków
bezcenna :-) Juleczka roznosiła prezenty. Karteczki na niektórych miały napisy
z „J jak Jula”, więc myszka wiedziała do kogo mają trafić.
Prezenty były bardzo
trafione – gry planszowe, piżamki no i spineczki, dzięki którym Jula od razu wyczarowała
świąteczną fryzurę.
Niestety Jula (teraz
stwierdzam, że chyba z emocji) zrobiła się marudna, miała stan podgorączkowy (a
z reguły jest „zimnokrwista”) no i kaszel typowy przy jej ostatnich historiach
płucno – oskrzelowych… W zeszłym roku drugi dzień świąt był początkiem zapalenia płuc i zastrzyków... Matka panikara skontaktowała się z panią doktor, ale
niestety nie udało się umówić na wizytę domową. Na pierwszy dzień świąt pojawił
się nowy plan – lekarz dyżurny(na szczęście nic się złego nie dzieje, po
wizycie u naszej pani doktor mamy zalecony standard – wykrztuszamy co zalega i
mamy nadzieję, że nic się nie rozwinie).
Po Szczecinie ruszyliśmy do
Dalewa do babci Jadzi. I co się okazało? Mikołaj i tam zostawił prezenty. Tu
Jula zauważyła, że mamy pewną hipotezę – Mikołaj zjawia się tam, gdzie Jula
bywa grzeczna…
U babci w Dalewie byliśmy tylko
chwilę, mimo że Jula się ożywiła (albo
po lekach, albo znów emocje wzięły górę), ale mieliśmy jeszcze do odwiedzenia
babcię Danusię i dziadka Wacka. A tam…
Prawdziwy rower i to z
pedałami! Jula ciągle to podkreślała, bo rowerek biegowy, który posiada od 2
urodzin jest według niej popsuty, bo nie
ma pedałów…
I plan skromnych świąt wziął
w łeb ;-) Ilość prezentów i hojność Mikołaja powaliła nas. Ale widok radości u
dziecka bezcenny!
Na pewno przyszły rok Jula
będzie bardzo grzeczna, bo wie, że warto, ale nie mówcie o tym nikomu…