Od kilku dni szykowaliśmy się do akcji „coraz bliżej
święta”. Jula nawet mierzyła kask rowerowy, bo może Mikołaj przyniesie jej
wymarzone „cztery kółka” (w tym dwa pomocnicze, takie jak miał Franklin).
W przedszkolu na festynie świątecznym Jula tworzyła kartki, ozdabiała pierniczki, malowała bombki...
W domu robiłyśmy łańcuch i ozdoby świąteczne – kilka z
nich znalazło się w przedszkolu na choince, aniołki zostały w domu.
Ale najlepsze czekało czekało aż się doczekało.
Przedwczoraj wieczorem Jula z tatusiem pojechała kupić choinkę. Wczoraj
przyszłam po Julę do przedszkola, wybiegła radosna z sali, na pytanie jak było,
odparła szybko „fajnie”, a zaraz potem z najsłodszym uśmiechem dodała „idziemy
ubierać choinkę?”. No to poszłyśmy :-) Najpierw planowany zakup „kolololowych”
lampek. Niestety te różnokolorowe zostały wyparte przez różowe. Jula się
uparła, zachwyt w jej oczach spowodował chwilę słabości u mnie. I mam za swoje –
różowe migające coś w kącie. Ale czego się nie robi z miłości…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz