Wczoraj otrzymałyśmy z Julą sprawdzony przepis na
pierniczki. Zaraz po powrocie z przedszkola rozpoczęłyśmy działanie. W trakcie
naszych kuchennych wyczynów (Jula: Mamusiu, my jesteśmy dwa gotowalki, to
będzie przepyszne!) siałyśmy spustoszenie. Myślę, że teksańska masakra piłą
mechaniczną, to pikuś w porównaniu z tym jak w momencie kulminacyjnym wyglądała
kuchnia – mączno – czekoladowo – posypkowa.
Słodki pysiak po konsumpcji wszystkiego z pierniczka. Bo z pierniczków najlepsze są czekolada i jadalne ozdoby.
J: Dam dużo sypki.
M: Posypki Julciu, to jest posypka.
J: Sypka…
Dla zrównoważenia szaleństw kuchennych, Juleczka zażyczyła sobie relaks z nożyczkami. (J: Powycinamy coś?). Oczywiście najlepiej się wycina serduszka - tym razem nie różowe, tylko czerwone.
Poranne dialogi
Jula budzi się z ogromnym płaczem około 6 rano.
Jula budzi się z ogromnym płaczem około 6 rano.
M: Spokojnie Juleczko, to tylko zły sen.
J: Przyśniło się…
M: Co ci się przyśniło?
J (z cichym szlochem): Ręcznik mi spadł…
Godzina później Jula mnie woła. Za oknem słychać
śmieciarkę.
J: Coś strasznego…
M: Co strasznego?
J: Coś strasznego hałasuje na zewnątrz…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz