Długi weekend, to coś co docenia nawet 3 latka.
Przedszkole 2 dni w tygodniu i 5 dni wolnego, to przyjemna perspektywa.
W ramach święta pracy wybraliśmy się (a raczej bezczelnie
wprosiliśmy się) na grilla (i inne atrakcje) do babci Danusi i dziadka Wacka.
Jula, jak zwykle charakterna, jak zwykle wie najlepiej co
jest dla niej dobre. Co z tego, że fileciki z kurczakowej piersi marynowały się
dobę, żeby dziecku smakowało. Co z tego że była do wyboru karkówka (również
taplająca się w przyprawach długi czas). Jula zażyczyła sobie kiełbachy.
Ordynarnej i w dodatku na zimno!
Ale żeby dojrzeć do owej kiełbasy, trzeba się było nieco
poruszać. Trampolina, to jest to! I jak pięknie się włosy elektryzują…
I nawet Jula
doczekała się szaleństw z mamą (w zeszłym roku nie dało rady, Tymek mieszkał
już sobie w brzuszku).
Kolejną atrakcją była piaskownica. Żadne dziecko nie
wyrywało zabawek, nikt po oczach nie sypał piachem – pełen relaks.
Zrywanie stokrotek z dziadkiem to też fajna zabawa. (nie
wiem co na to dziadek, ale Julce się podobało)
Tymkowe atrakcje były nieco okrojone. Miał wciskanego
smoczka (którym potrafi pluć dalej niż widzi, nie lubią się chłopaki, a my
nadal mamy nadzieję, że czasem choć na chwilę jeden drugiego ciut uci(e)szy),
jadł, ulewał i spał. No i płakał – żeby wszyscy sąsiedzi zazdrościli dziadkom,
że mają u siebie wnuka! Ze wszystkich atrakcji w końcu zwyciężył sen, świeże
powietrze zadziałało!
Na koniec jeszcze Bajdula majowa w swojej ulubionej fryzurze (poranny krzyk "Ja nie chcę fryzury! Nie chcę kiteczek! Nie chcę spineczek" to ostatnio standard...).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz