Od wtorku męczy mnie potworne zapalenie spojówek. Lekarz
poinformował, że to bardzo zaraźliwe i w razie objawów u innych członków
rodziny, mogę aplikować te same leki.
Od środy Młody raczył mnie utwierdzić w
przekonaniu, że udało mi się go zarazić. Nie był zadowolony z faktu, że zakrapiam
mu oczy. Za to Julka od razu wymyśliła, że ją też swędzą oczka i zaczęła się
domagać, żeby też zakropić jej ślipka. Na nic zdały się tłumaczenia, że nie mogę
jej dać ot tak antybiotyku, ustaliłyśmy, że przepłuczę jej oczka solą
fizjologiczną. I na tyle jej się to spodobało, że prosiła o taki zabieg jeszcze
kilka razy.
A od piątku i Julkowe oczy zajęło zapalenie spojówek,
więc już na legalu dostaje te same krople co Tymek… Może to nie była
hipochondria, tylko jasnowidztwo…