Skorzystałam z przepisu na gluta z jakiejś gazety
(dostałam wyrwaną kartkę). Glut to nazwa robocza na masę kisielową. Niechcący
zrobił nam się nawet kisiel, bo jako barwnika użyłyśmy syropu malinowego. Jula
to odkryła i zabawa nam się poszerzyła o walory smakowe.
Najpierw do gotującej się wody trzeba wlać mąkę
ziemniaczaną rozrobioną z odrobiną chłodnej wody.
Po przygotowaniu i ostudzeniu masy można się zająć
bliższym poznaniem kolegi gluta...
Otóż… gluta można przelewać z kubeczka do kubeczka.
Gluta można wlać do strzykawki, a potem go stamtąd
usunąć.
Gluta w naszej wersji można spróbować.
Można go wylać na tacę…
I rozwałkować go można.
...spróbować pokroić...
Gluta w naszej wersji można zjeść.
I ponownie wpakować do strzykawki, żeby spróbować czy uda
się zrobić z niego babeczki.
Wylać go znowu.
I mieszać go...
I łapkami go sponiewierać.
I nawet można go zmieszać z kaszą... (w szafce znalazła się przeterminowana kasza manna - cudnie do gluta pasuje!).
Wniosek - zabawy z glutem dają dużo radości ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz