poniedziałek, 1 czerwca 2015

Szkarlatynowe zajęcia domowe.



Tymon raczył sobie zażartować. Bo po nocy z gorączką, gdy pani doktor na podstawie mini wysypki i maxi migdałów stwierdziła, że zawitała do nas szkarlatyna, młody stwierdził, że będzie się zachowywać jak zdrowy Tymianek. Zdrowy i i energiczny. I dużo mówiący. I to wszystko w połączeniu z zakazem pojawiania się w miejscach publicznych, coby nie roznosić zarazy, było mieszanką wybuchową. Zmuszającą resztki kreatywności do działania.

Poza standardami (układanie puzzli, czytanie i oglądanie bajek, malowanie, rysowanie, wycinanie), Tymek ćwiczył paluszki w taki sposób. (a jeszcze niedawno musieliśmy to chować, żeby nie wciągnął małych elementów nosem czy też innym otworem).



Łowiliśmy ryby…



Wgłupialiśmy się



Tymek nie zrezygnował z tradycji zjadania mi śniadania…



Wróciliśmy pamięcią do sprawdzonych eksperymentów (ulubionych przez Julkę).










Na szczęście dla mnie (i dla Tymka na jeszcze większe szczęście), opiekę nad młodym przejęły babcia Jasia i ciocia Ewa. (Dzięki dziewczyny!)

A po 10 dniach w nagrodę pojechaliśmy na wieś. Do babci. I cioć. I królików.
(a potem było marudzenie, że nie chcemy wracać…)





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz