poniedziałek, 28 stycznia 2013

Wpływ bajki na wyobraźnię dziecka…



Jula oglądała przy inhalacji bajkę Marta mówi. I akurat było coś o tym, jak dziewczynka bała się po oglądaniu programu na kanale nocne zmory. Zmora, to chyba ulubione słowo Julci dzisiejszego wieczora.
M: A co to jest zmora?
J: To taka wielka czarna zmora. Jak jest duża, to jest mama, a większa to tata. A taka mała to dziecko.
J: Pod łóżkiem była zmora, ale nieeee, to było masło orzechowe. Jak będziemy mieć kanał z nocną zmorą, to będziemy oglądać, ale ja nie będę się bać, tylko będę się śmiała.

T (nie oglądając bajki): A co to jest zmora?
J: To jest takie ogromne zwierzę.
T: To chyba ono gryzie?
J: Nie, tylko liże moją dłoń grzecznie. Zmora jest straszniejsza od duszków…


W przedszkolu dzieci miały za zadanie narysować ciocie i siebie.



Z tego co mi przekazała pani Julci, Jula mówiła,  że ciocia Agatka to jest ta z dużą głową, a ciocia Karolinka ma małą główkę, „Ciocia musi iść do lekarza, wiesz?”
Mnie zaintrygowała ilość oczu - razem ciocie mają 4, tylko nierówno rozdzielone ;-) Jula powiedziała mi, że ciocia Karolinka ma jedno oko, bo drugie się nie zmieściło. Logiczne...


Choinki rozbieranie, na piłce skakanie



W niedzielę pojechałyśmy do Dalewa do babci Jadzi, cioci Lodzi, cioci Ewy i wujka Mirka. Cel: pomoc w rozbieraniu choinki.




Po wyniesieniu choinki trzeba było pozamiatać



A po pracy czas na relaks :-) Jula zaskoczyła mnie, że potrafiła skakać na piłce – do tej pory męczyła kręgosłupy ciocine, tatusiowe lub dziadziusiowe. A tu niespodzianka…


Ktoś nam podmienił Juleczkę?



Nieeee. Jula tylko ćwiczyła przed balem przebierańców. Bo co to za czarownica
z anielskim charakterem? W czwartek babcia Danusia odbierając Julę, dowiedziała się że nasz mały skrzat był nieposłuszny w przedszkolu, bunt na całego… No cóż...
w końcu ten wiek ma swoje prawa ;-) Przy okazji wyszedł na jaw romans Julci
 z Hubertem. Czyżby pierwsza miłość? Na pewno pierwsze pocałunki :-)
W piątek, po rozmowie dyscyplinującej, Jula poszła na bal przebierańców.
Zabawa była przednia.






Pewnie w przyszłym roku Jula będzie przebrana za księżniczkę… A może znowu nas zaskoczy :-)

Jula po wyjściu z roli czarownicy wróciła do normy, skarg brak, dziecko grzeczne. Ufff..

piątek, 25 stycznia 2013

Rodzina figur



Jula zażyczyła sobie, żeby rysować na znikopisie rodziny kółek, kwadratów, trójkątów
i rombów. Każda z rodzin miała się składać z dużej (tata), średniej (mama) i małej (dziecko) figury.
Jula ochoczo dorysowywała ręce i nogi. I za każdym razem ręka „taty” była skaleczona kartonem. „Ale to się zagoli”. 
Fakt – niedawno Julaskowy tatuś wnosił do domu komodę dla braciszka. I skaleczył się kartonem. Jak widać mocno utkwiło to w pamięci Juleczki…



Dzień Babci i Dziadka



W przedszkolu od pewnego czasu odbywały się przygotowania do przedstawienia.  Dziadkowie byli zachwyceni występami dzieci.





Moje ulubione filmiki:)





 Po występach Juleczka z dziadkami przyjechała do domu. Na koniec odwiedzin Jula uczyła babcię Janeczkę jak się pływa:







poniedziałek, 21 stycznia 2013

Zadanie domowe – karmnik



Dzieci w przedszkolu mają teraz bojowe zadanie – dokarmianie ptaków.
Każdy przedszkolak z grupy Julci powinien zrobić z rodzicami karmnik, który będzie wisiał na przedszkolnym płocie. Dzieci będą pomagać przetrwać ptakom ten trudny zimowy czas.

Przygotowanie butelki:



Nawlekanie sznurka, na którym będzie wisieć karmnik:



Wycinanie dziury w butelce, to zadanie dla taty:



Ozdabianie – najważniejsza sprawa, w końcu ptaszki powinny mieć estetyczną stołówkę:




Oczywiście niezbędnym elementem ozdób są papierowe serduszka:



Nie może zabraknąć motylków:


A oto efekt końcowy:


80 urodziny



Dziś poza Dniem Babci są urodziny Julciowej prababci Zosi. Osiemdziesiąte. Uczciliśmy tę okazję już w weekend.
Tworzenie laurki:






Tort
J do babci: Ty zdmuchniesz 8, a ja 0, dobrze?



Kochanej (pra)babci raz jeszcze życzymy dużo zdrowia i uśmiechu!

piątek, 18 stycznia 2013

Dialogi na cztery nogi 2



Przed drzemką czytam Julci książeczki. Po skończonej lekturze Jula lubi jeszcze pooglądać obrazki.
J (z rozbrajającą szczerością): Ja nie umiem zbyt dobrze czytać…
(po chwili)
J: Mój brat nie wie co się robi z książkami.

W kuchni szykujemy obiad, Jula ciężko wzdycha.
J: Jestem smutna.
M: Dlaczego jesteś smutna?
J: Smutna jestem, bo taka brudna jest ściana… Co my teraz zrobimy z tą ścianą?

Wagarów ciąg dalszy



Jula i katar to standard. Ale ostatnio zdarzyło się kilka dni, że katar Julę opuścił.
Ale jako stary przyjaciel dość szybko wrócił… Katar w początkowej fazie lubi się rzucić na oskrzela lub jakieś płucko, dlatego dziś rano padła decyzja – przedszkole nie zając, nie ucieknie. A w przyszłym tygodniu czeka tam kilka atrakcji, dla których warto odrobinę się podleczyć.
Ale nie ma lekko…Siedzenie w domu to nie tylko odpoczynek. Julio z przyszłości – wyobraź sobie, że dziś na hasło „sprzątanie” zareagowałaś jak zwykle do tej pory – „POMOGĘ CI” – tak powiedziałaś. Tak tak:-) A ja (wyrodna) matka wykorzystałam zapał dziecięcy.
Efekt:
Kurze pościerane




Listwy (i kawałek ściany) w Julaskowym pokoju umyte



Mieszkanie poodkurzane



Dziecko mimo swojej upartości, zasnęło w dzień snem sprawiedliwego



Zaraz po drzemce zadzwonił domofon – kurier. Z przesyłką dla Julci! Od Lusi.



Za tydzień Jula będzie szalała na balu przebierańców jako czarownica :-)



Dziękujemy mamie Lusi i Adasia i oczywiście Lusi za poratowanie :-)

wtorek, 15 stycznia 2013

Wagary przedszkolaka, czyli chuchamy na zimne…



Wczoraj Jula miała delikatne problemy żołądkowe, wieczorem pojawiła się gorączka
i katar. Dlatego też dziś zrobiłyśmy sobie babski dzień. Bez przedszkola!
Rano Juleczka obudziła się z niewielkim katarem i mnóstwem energii (jak to jest,
że w przedszkolu śpi w dzień, a w domu jest to bardzo sporadyczne?).
Dzień nam minął na różnych zabawach i pracach plastycznych.



Nie obyło się również bez wspólnego gotowania obiadu i pieczenia ciasteczek. Na internecie znalazłyśmy przepis na przepyszne ciacha z czekoladą. Mniam.

Najpierw trzeba połamać czekoladę




Potem wsypujemy mąkę



Wbijamy jajo



Po dodaniu innych reszty składników, dodajemy ten najważniejszy – czekoladę.



I mieszamy…





A oto efekt końcowy


Popołudniu razem z Julą poszłyśmy zobaczyć co słychać u braciszka. W trakcie usg Jula z przejęciem oglądała czarno białe obrazy na monitorze i nawijała jak to Jula. Pan doktor jakoś podzielność uwagi miał i nawet udało im się poprowadzić dialog. Jula opowiadała o tym, że braciszek będzie chciał mleko i że ona mu da z butelki. Pan doktor uprzejmie zauważył, że na pewno będzie pomagać w opiece nad bratem, na co Jula: ‘Sama dam sobie radę’. To chyba będę mogła do pracy od razu po porodzie wrócić – skoro Jula taka skora do zajmowania się rodzeństwem ;-) Kochana siostrzyczka :-)
Braciszek jest zdrów jak rybka, mam już co dźwigać, bo waży 1,6 kg (lekarz wróży mu około 3 kg). I niech się trzyma terminów – tych późniejszych, to będzie szansa na roczny macierzyński.


niedziela, 13 stycznia 2013

No kto…



No kto potrafił mając niespełna 3 lata wyciąć tak ładnie serce?



A tu na obrazku Jula i mama – prawda, że jesteśmy podobne? I wcale nie chodzi mi o świńskie ryjki Peppy i Georga ;-)


Mam prawo być dumna? Mam. Więc jestem!

sobota, 12 stycznia 2013

Eksperymenty i doświadczenia



Wczoraj Jula w końcu doczekała się obiecanych wcześniej „eksperymentów” – miały się odbyć już wcześniej, ale niestety karnie zostały przesunięte (Jula jest doskonała, ale czasem zdarza jej się pokazać różki, które próbujemy od razu przypiłować…).
Jako że tatuś Julkowy utknął w korku wracając z pracy (zima zima zima…), miałyśmy dużo czasu na wykonanie dwóch doświadczeń.

Doświadczenie numer 1.
Długo o nim myślałam i zapomniałam, przypomniała mi wizyta na blogu mamy Lusi. Od wczoraj z Julą hodujemy kryształki soli. Do słoika z ciepłą wodą wsypałyśmy tyle soli  ile zdołało się rozpuścić, potem zanurzyłyśmy tam kilka sznureczków zawiązanych na kredce. I już dziś rano zauważyłyśmy pierwsze różnice. Efekt końcowy w miarę pamięci i czasu zaprezentujemy za kilka dni.

Doświadczenie numer 2.


Do słoika wstawiłyśmy schłodzoną butelkę – na jej szyjkę nałożyłyśmy balonik.



 Potem do słoika wlałyśmy gorącą wodę i… 


Balonik napełnił się powietrzem.  Potem potraktowałyśmy brutalnie butelkę z balonikiem – wystawiłyśmy ją na balkon, dzięki czemu zaobserwowałyśmy jak balon leciutko się wessał do butelki. Czary jakieś ;-)

Potem miałyśmy jeszcze czas na sesję fotograficzną




Modelka dość ruchliwa, a sprzęt mało profesjonalny – stąd jakość zdjęć. No dobra – fotograf (ka) też nie do końca się spisała…


Doświadczenie numer 3. Życiowe. Zdobyte dziś rano.
Nad Julą wisiało zaległe pobieranie krwi. Od kilku dni nastawiałam ją psychicznie (mission impossible), że trzeba to zrobić i kropka. Jula ma dość często pobieraną krew i odkąd zaczęło się kłucie w żyłę, nasza dotąd super dzielna myszka zaczęła się buntować (po mamusi…). Żeby ułatwić jej to przejść w miarę gładko, kupiłam nawet plasterki z kremem znieczulającym. Przy porannym nakładaniu plastrów zaczęła się histeria. No może i racja – mieć świadomość od samego rana, że za jakąś godzinę pójdzie się na tortury… W przyszpitalnym laboratorium panie niezbyt poważnie przyjęły moją informację o naklejonym plasterku. Pewnie pomyślały sobie, że kolejna matka wariatka im się trafiła. Nigdy nie było problemu ze znalezieniem żyły u Bajdulki, nigdy aż do dziś… Panie nawet prawie mnie przekonały, żeby dziabnąć Julę w palec. Jula przy tym wyła, wiła się (tatuś trzymał mocno) i darła się w niebogłosy. To, że ją boli (a miała założoną tylko gumkę nad łokciem), słyszało pewnie pół miasta. Moja krew :-) W chwili jako takiej ciszy panie zadzwoniły na oddział dziecięcy i ustaliły, że to tam pobiorą krew Juleczce. Po chwili byliśmy w sąsiednim budynku w gabinecie zabiegowym. Tam nikt się nie pieścił, Jula na siłę została położona na leżance, jej ręka była trzymana przez jedną pielęgniarkę, a w tym czasie druga pielęgniarka bez problemu wbiła wenflon w maleńką rączkę Julki (kto miał wbijane to ustrojstwo w wierzch dłoni, wie co to za rozkosz…). Myszka darła się, ale panie były nieczułe na jej krzyki. No i po chwili było po wszystkim. Ufff…
Najgorsze we wszystkim jest to, że wyniki wyszły co najmniej dziwnie i jeśli się okaże, że trzeba powtórzyć to badanie, to Jula na hasło szpital będzie wpadać w histerię… Ale bądźmy dobrej myśli…

Dumna matka chwali się:
Nawet nie wiemy kiedy nasze dzieci się uczą. Dziś przy czytaniu bajki na dobranoc (Klub Przyjaciół Myszki Miki), Jula zaczęła liczyć różne kształty pojawiające się w książeczce – „łan, tu, fłi, foł, faj, siks…” . Miło mi :-)